Dzisiaj trochę z innej beczki. Zamiast testować kolejne produkty, postanowiłam napisać dla Was o emocjach.
Kiedy miesiąc temu pisałam podsumowanie pierwszych 3 miesięcy z Natim, nie przypuszczałam, że już lada moment wszystko po raz kolejny się zmieni. Pisałam, że:
- Nati jest o 10cm dłuższy i 3kg cięższy, ja wciąż o 5kg za ciężka
- chcica na słodycze nie minęła wraz z połogiem
- nadal mam dwa podbródki, a skóra na brzuchu żyje własnym życiem
- jeśli kiedykolwiek mówiłam, że nie mam czasu, to nie wiedziałam co mówię
- potrafię wziąć prysznic w 2 minuty i wyszykować się do wyjścia z domu w max 15, do tej pory nie sądziłam, że w moim przypadku to wykonalne
- zyskałam całą masę dystansu do siebie i do tego jak wyglądam
- zyskałam sporo samoakceptacji i szacunku do siebie jako kobiety, do swojego ciała, możliwości mojego organizmu
- wydatki na kosmetyki znacząco zmalały, bo po co kupować kosmetyki skoro nie ma się czasu ich używać
- ta sama historia z ubraniami, dresy for life
- do fryzjera udało mi się wybrać po 2,5 miesiąca od porodu, mani i pedi zrobione po 3 miesiącach
- podobno jak dziecko skończy 3 miesiące życie zaczyna odrobinę przypominać życie – czekam, CZEKAM!
- tarczyca szaleje, włosy lecą z głowy, stan skóry bez komentarza
- kawa litrami
- nadal czuje się jak chodząca mleczarnia
- każdy dzień jest nieprzewidywalny, za każdym razem kiedy mam wrażenie ze zaczynam ogarniać rzeczywistość, mój syn robi mi psikusa
- już się nauczyłam, że planowanie czegokolwiek na sztywno nie ma sensu kiedy mój syn ma inne plany
- za każdym razem kiedy trzeba szybko wyjść z domu, w pieluszce pojawia sie kupa i zasrane ubranie #noshit
- wieczorami lubie sobie popłakać z bezsilności
- najbardziej męcząca jest nieprzewidywalność i brak powtarzalności – nie ma instrukcji obsługi, jednego dnia coś działa, a kolejnego jest juz nieaktualne. Tak ten mały organizm szybko się rozwija
- podstawowa zasada: sen jest dla słabych!
- czasami najbardziej przerażające jest poczucie odpowiedzialności i brak możliwości wyjścia i trzaśnięcia drzwiami
- moje życie wciąż kręci się głównie wokół kanapy – na niej robimy wszystko: jemy, śpimy, bawimy się
- jak ktoś mówi, że dziecko nie ogranicza, to patrzę na niego jak na kosmitę. Mój syn obecnie nie akceptuje ani fotelika samochodowego, ani wózka. Każda wycieczka samochodem to makabra, więc jakiekolwiek przemieszczanie się jest mocno ograniczone
- codziennie śpiewam, czytam książki, opowiadam wierszyki i zaczynam dzień uśmiechem, bo tego nauczył mnie mój syn
- przytulanie, całowanie i spanie razem jest dobre na wszystko! #loveforlife
- a najważniejszy punkt tego podsumowania to, że mimo wszystkich trudności, nie zamieniłabym tych 3 miesięcy na nic innego! #happymum
A dzisiaj Nati kończy 4 miesiące i nasze wspólne życie jest już zupełnie inne. Co prawda wciąż jestem bardzo zmęczona i chwilami wyglądam jak zombie. Wciąż walczę z powrotem do formy sprzed ciąży(naprawdę nie wiem to robią instagramowe mamuśki które kilka tygodni po porodzie wyglądają jakby w ogóle nie rodziły) i wypadającymi na potęgę włosami, nadal zdarza mi sie do 14tej być tylko „na kawie” i o 1:00 w nocy wieszać pranie bo wcześniej nie miałam jak. Wciąż są dni kiedy walczę o przetrwanie i to się pewnie nie zmieni conajmniej do 18tki 🤪 Ale tak jak przepowiadały starsze stażem Mamy, sytuacja się troszkę ustabilizowała i wreszcie biorę głęboki oddech. Coraz lepiej znam tego małego człowieczka, potrafię rozpoznać kiedy jest zmęczony, głodny czy coś go boli. Zaczynają się klarować jego ulubione zabawy, aktywności, czasy drzemki. Widzę kiedy jest zadowolony i coś mu sie podoba, a kiedy nie ma opcji i dalsza jazda w foteliku „nie przejdzie”. I mimo, że nasze wyobrażenia o czasie wolnym często się rozjeżdżają, bo ja bym chciała coś porobić kiedy on ma drzemkę, a on chce spać TYLKO na moich rękach, oraz nie przypominam sobie kiedy ostatni raz rozstaliśmy sie na dłużej niż 2godz., to jednak zrobił się już dużo bardziej przystępny w codziennym funkcjonowaniu. Skończył się płacz nie do uspokojenia z niewiadomych powodów, skończyły sie awantury w wózku na środku ulicy i jazdy nie do jazdy w foteliku samochodowym. Plecy co prawda bolą od noszenia 7-kilogramowego ciężaru, ale największe zmęczenie – to psychiczne, że nie wiesz dlaczego nie przestaje płakać, zachodzenie w głowę czy coś go boli, czy coś mu sie dzieje, dlaczego nie chce w ogóle spać w dzień a w nocy budzi sie co chwilę z płaczem, bezsilność kiedy nie wiesz co masz zrobić stojąc na środku ulicy, z wózkiem i wyjącym dzieckiem na rękach, na poboczu drogi obok samochodu spiesząc się do lekarza, do którego nie zdążysz bo dziecko odmawia fotelika. To wszystko juz za nami i mam nadzieję, że nie wróci 😉 i mimo, że nadal utrzymuję, że macierzyństwo nie jest różowe i słodko-pierdzące z tęczowymi jednorożcami w tle, to z radością przyznaję, ze daje mi coraz więcej szczęścia. Im bardziej Nati komunikuje się z otoczeniem i „odpowiada” na moje interakcje, im bardziej jest bystry, aktywny i robi coraz więcej postępów, tym bardziej jestem w nim zakochana. I zakochuje się każdego dnia jeszcze bardziej. Każdy jego uśmiech i gest powoduje, ze mija mi cała złość, zmęczenie i niemoc. Kiedy patrzy na mnie jakbym była całym jego światem, kiedy moje ramiona, przytulenie i mój głos mają magiczną moc utulenia łez i smutku. Kiedy ten mały człowiek mimo, że jest tak malutki, potrafi okazać czułość. Kiedy widzę jak wtula się we mnie i mam wrażenie, że nikt na całym świecie nie kocha mnie bardziej niż on, to łzy same napływają do oczu, a serce wypełnia radość i pełnia szczęścia. Czasem zastanawiam się jak to możliwe, że matka potrafi tak bardzo kochać, skąd się biorą te pokłady siły, które powodują, że odradzamy się jak feniks z popiołów, i powstajemy mimo największego zmęczenia. Myślę, że to MAGIA i tylko Bóg mógł nas, kobiety nauczyć takiej miłości i stworzyć nas do czegoś tak pięknego jak macierzyństwo.
I dziś, kiedy Nati kończy 4 miesiące, mimo zmęczenia, bólu głowy, niewysuszonych włosów i obślinionego podkoszulka, doceniam nawet to, że czwartą godzinę jestem uziemiona na kanapie, bo Nati śpi na moich rękach (obudzi się jak tylko spróbuję go odłożyć) – dzięki temu właśnie mogę w „spokoju” napisać dla Was ten tekst! 😊
I cały czas powtarzam sobie, że wszystkie te niedogodności i trudności, to tylko etap, który minie szybciej niż mi sie wydaje. Każdy dzień jest inny, a czas leci jak szalony i wierzę Mamom, które się śmieją, że jeszcze zatęsknię za czasem, kiedy Nati TYLKO leżał 😉 więc staram się chłonąć każdą chwilę i zapamiętać każdy gest, bo drugi taki sam juz nigdy się nie pojawi, a Nati już nigdy nie będzie taki malutki! ❤️
I nadal utrzymuję, że „poród to jedyna randka w ciemno, na której wiesz, że poznasz miłość swojego życia!” 🥰