5 genialnych odkryć mojego macierzyństwa!

Chciałam się dzisiaj z Wami podzielić wynalazkami, które być może nie zmieniają świata, ale znacznie ułatwiają życie świeżo upieczonej mamie i według mnie są po prostu genialne!! 🙉

1. Śpiwór do fotelika samochodowego

Na pierwszy ogień, przedstawiam Wam śpiwór do fotelika samochodowego. Tak tak, wiem, masa jest na rynku śpiworków do fotelików. Wiem też, że każde dziecko jest inne więc potrzeby też są różne i u każdego sprawdza się co innego. Ale być może komuś moje odkrycie pomoże, zwłaszcza, że gdziekolwiek się z nim pojawiamy, dostajemy od mam pytania skąd jest. Otóż chodzi o to, że ten śpiwór, który widzicie na zdjęciu, który upolowałam na stronie https://scandinavianbaby.pl/ firmy 7 A.M. Enfant, zakłada się na wierzch fotelika łupiny. Już tłumaczę o co chodzi. Mój Nati jest pulchniutkim dzieckiem i żadna dodatkowa warstwa w środku fotelika do opatulenia dziecka, jak w przypadku tradycyjnych śpiworków, nie wchodziła w grę, bo miałby po prostu za ciasno, za mało miejsca. Do tego jest dzieckiem które dosyć mocno się poci i szybko przegrzewa, i za każdym razem jak ubierałam go trochę cieplej żeby nie zmarzł, jakąś kamizelkę itp (bo wiadomo, że kombinezonów nie powinno się zakładać dziecku do fotelika ze względów bezpieczeństwa) i wsadzałam go do środka, to momentalnie był zgrzany. I tutaj pojawiał się problem, zwłaszcza jak zaczęło się robić zimno na dworzu. Trzeba było ubrać dziecko na wyjście z domu, w samochodzie rozebrać do fotelika, najlepiej jak sie samochód już nagrzeje, przed wyjściem z samochodu z powrotem ubrać i potem wsadzić do wózka. A co jeśli potrzebuje przejść tylko niewielki kawałek z samochodu do miejsca docelowego i nie ma sensu wyjmować z samochodu wózka? No przenieść dziecko w foteliku, to jasne, ale w chłodne dni same kocyki do przykrycia na wierzch to za mało. I tutaj z pomocą przyszedł właśnie śpiwór 7 A.M. Enfant. Zakłada się go na wierzch fotelika tak, że dziecko jest jakby zamknięte w środku, ma tylko niewielki otwór na buzie. Śpiwór ma oczywiście suwaki aby można było odkryć dziecko kiedy zrobi się ciepło w samochodzie lub w pomieszczeniu. Zbawienne jest to, że można wsadzić dziecko do fotelika w zwykłym ubraniu, nie trzeba kombinować z wkładaniem go i wyjmowaniem, ubieraniem i rozbieraniem. Wystarczy rozsunąć suwaki po wejściu do ciepłego miejsca. W naprawdę zimne dni można na wszelki wypadek założyć dziecku coś pod szyje i cienką czapkę na uszy. Choć według producenta śpiwór utrzymuje ciepło do -20 stopni. Fajne jest też to, że w środku fotelika, przy zapiętym śpiworku, cyrkulacja powietrza jest tak jakby prawie zamknięta, otwór na buzie jest na tyle mały, że zimne powietrze nie dostaje sie do środka i dziecko ma cały czas cieplutko, co w przypadku zwykłych śpiworków jest nie do osiągnięcia gdyż nawet opatulone połami śpiworka dziecko ma szyje, buzie i główkę na wierzchu. Nawet jeśli śpiworek ma kaptur, to buzia nadal jest na wierzchu, zawiewa wiatr itp.

Dla nas śpiwór 7 A.M. Enfant to było wybawienie i odkrycie jednocześnie, bo długo szukałam jakiegoś rozwiązania zanim trafiłam na coś takiego. Nie musze Natka cieplej ubierać jesli wiem, że będzie cały czas w foteliku. On sie nie poci i ma wystarczająco miejsca w środku, nie jest upchnięty na ścisk. Plus jest to mega ułatwienie dla mnie, bo wsadzam go do fotelika w domu, w samochodzie tylko rozchylam poły śpiworka, przed wyjściem z samochodu zasuwam i przenoszę dziecko do miejsca docelowego. Voila 😊

Fajnym rozwiązaniem fotelikowym, rownież dla starszych dzieci, są produkty patulove https://patulove.com/, na które też ostatnio przypadkiem trafiłam przeglądając internet. Mają poncza i kurtki dla dzieci, ktore rozpinają się w taki sposób, że nie trzeba ich zdejmować wsadzając dziecko do fotelika. Super sprawa, sama będę musiała wypróbować 😊 jesli szukacie tego typu rozwiązań to sprawdźcie koniecznie!

2. Kółka do fotelika samochodowego

Drugie odkrycie to kółeczka do fotelika samochodowego – Rollersy. Uważam, że ten gadżet powinien być standardowo w zestawie ze wszystkimi fotelikami. Kółeczka jednym klikiem montuje się do fotelika (pasują chyba do wszystkich modeli) i zamiast dźwigać ten nasz słodki ciężar, krzywiąc i obciążając już i tak obciążony i styrany matczyny kręgosłup – można go po prostu ciągnąć! Czyż nie genialne? Nie jest to rozwiazanie na spacery i długie dystanse, raczej pomoc kiedy potrzebujemy się przemieścić z punktu A do punktu B. U nas zawsze był problem kiedy szykowała się np wycieczka do lekarza. Widziałam, że rodzice takich maluchów jak Nati zazwyczaj przynoszą dzieci do przychodni właśnie w foteliku, bo zazwyczaj idzie się prosto z samochodu. Mnie jednak po kilku próbach noszenia dosyć ciężkiego fotelika jakim jest Cybex, w połączeniu z dosyć ciężkim dzieckiem jakim jest mój syn, tak bolał kręgosłup, ręka, bark, miałam siniaki na udach od obijającego sie o nie fotelika i byłam spocona jak mops po dotarciu na miejsce, że zrezygnowałam z tego rozwiązania i za każdym razem brałam ze sobą wózek. I wtedy właśnie zobaczyłam Rollersy u mojej koleżanki. Z początku miałam obawy, ze dziecko będzie nisko przy ziemi, że może to troche niebezpieczne, no i że od dołu będzie mu na pewno zimno. Ale okazało się, że fotelik na kółkach ciągnie się nie gdzieś daleko za sobą, a na krótkim pasku tuż obok siebie, tak, że cały czas ma się je pod kontrolą. Sprawdziłam też domowym sposobem za pomocą suszarki czy zimne powietrze może się od dołu dostawać do środka fotelika. Test wykazał, że mój fotelik nie przepuszcza powietrza suszarki, a po pierwszych próbach transportowania Natka przy pomocy Rollersów, wyciągałam go z fotelika ciepłego, także od strony pleców, więc sądzę, że nie trzeba się obawiać, że dziecko zmarznie. Dodatkowym udogodnieniem jest pas dołączony do kółek, który mocuje się na rączce fotelika. Służy on oczywiście do ciągnięcia fotelika po zamocowaniu kółek, ale pomaga on rownież w momencie, kiedy trzeba fotelik wnieść po schodach. Pas zarzuca się na ramię, a uchwyt fotelika standardowo na przedramię. Różnica polega na tym, że podczas dźwigania, ciężar fotelika wraz z obciążeniem, trochę bardziej się rozkłada, ponieważ część ciężaru zostaje na ramieniu, przez co odrobinę łatwiej się taki fotelik niesie.

3. Podgrzewacz do mokrych chusteczek

Wipes Warmer Prince Lionheart
Wipes Warmer Prince Lionheart

Nobla dla tego, kto wymyślił to proste urządzenie! Serio! Żałuje, że odkryłam podgrzewacz dopiero jak Nati miał 6 miesięcy. Jeszcze zanim się urodził słyszałam, że dzieci nie lubią zmian temperatur, dlatego do zmieniania pieluch od początku używałam wacików i ciepłej wody, którą za każdym razem przed zmianą pieluchy trzeba było nalać – czyli pójść z pojemniczkiem do łazienki. Co tu dużo mówić – upierdliwe. Mokrych chusteczek używałam tylko poza domem, właśnie ze względu na to, że są zimne i dla dziecka takie mycie pupy jest po prostu nieprzyjemne. Zresztą dla nikogo nie byłoby przyjemne mycie części intymnych zimną wodą kilkanaście razy dziennie… Aż tu któregoś dnia przypadkiem trafiłam na ten właśnie podgrzewacz marki Prince Lionheart. Od razu zamówiłam i okazało się, że jest super wygodny w użyciu i ułatwia życie! Można wsadzić do środka mokre chusteczki typu Water Wipes albo wilgotne waciki, nasączone wodą lub z dodatkiem olejku herbacianego, i mycie pupy „na ciepło” gotowe. Nati od razu zauważył różnice. Nie jest to drogie urządzenie, a używane można kupić na olx za jakieś 40zł. Polecam serdecznie! 😁

4. Kolektor mleka

Nazwa brzmi dziwnie, wiem, ale jest to po prostu ręczny odciągacz pokarmu. W pierwszej chwili myślałam, że chodzi o ręczny laktator, ale nie! Jest to silikonowy pojemnik, który przykłada się do drugiej, tej wolnej piersi, podczas karmienia maluszka. Poprzez naciśnięcie pojemnika delikatnie zasysa się on do piersi i w momencie kiedy dziecko je z jednej piersi, z drugiej do pojemnika zbiera się pokarm, który naturalnie zazwyczaj wypływa rownież z piersi która nie jest akurat w buzi dziecka. Tak to działa, zwłaszcza przez pierwszych kilka miesięcy po porodzie. Ja miałam przez jakieś pół roku bardzo nabrzmiałe piersi i bardzo dużo pokarmu, który w sporych ilościach lądował we wkładkach laktacyjnych i w nocy na moich piżamach 🥴 dlatego znów – tak samo jak w pozostałych przypadkach, żałuję, że odkryłam to rozwiązanie tak późno. Zamiast marnować tak cenny pokarm, można go zbierać kropelka po kropelce, potem zamrażać i w ten sposób gromadzić zapasy na „w razie czego”. Jest to o tyle wygodne rozwiązanie, że robi się to przy okazji karmienia dziecka. Wiadomo, że można to robić tylko jak jest się w domu, ale z laktatorem też się raczej po mieście nie biega. Dla mnie ten pojemnik jest hitem głównie dlatego, że nie przepadam za laktatorem. Jak zdarzały się sytuacje, że musiałam dla Natka odciągnąć pokarm, to siedziałam po nocach, bo tylko wtedy zbierało mi się w piersiach więcej mleka (w ciągu dnia Nati na bierząco wyjadał), a i tak żeby uzbierać porcje na jedno karmienie musiałam się nieźle nagimnastykować, a w zasadzie naoglądać zdjęć i filmów z Natkiem, bo tylko wtedy pokarm chciał lecieć. No i brodawki po takiej sesji bolały od „wysiłku”. Dlatego laktatora do tej pory unikam jak ognia. Za to ten pojemnik przykładam do wolnej piersi podczas kiedy drugą karmię Natka, nic nie boli, nie siedze po nocach, a pokarm się sam zbiera. W zależności od wypełnienia piersi itp, po kilku standardowych karmieniach, jestem w stanie uzbierać dodatkowego mleka na jeden „posiłek”. Przelewam wtedy to co uzbierałam przez kilka godzin do woreczka do przechowywania pokarmu i wsadzam do zamrażarki. Takie to proste i takie super! ☺️

Kolektor Mleka Magiczna Butelka Mami

5. Kosz na pieluszki jednorazowe

Kosz na pieluchy Tommee Tippee Sangenic Tec
Kosz na pieluchy Tommee Tippee Sangenic Tec

Kiedy mój mąż jakiś czas temu zaproponował, żebym zrobiła wpis o koszu Sangenic na pieluchy jednorazowe, popukałam się po głowie mówiąc, że przecież wszyscy znają te kosze i wszyscy na pewno takie mają. A potem coś mnie tknęło i zapytałam kilku mam czy takiego używają. No i okazało się, że są jeszcze ludzie na tym świecie, którzy o nim nie słyszeli!! 😱 dlatego postanowiłam zawrzeć go w moim zestawieniu, bo jest on pieluchowym HITEM i jeżeli znajdzie się tutaj chociaż jedna mama, która nie wiedziała o jego istnieniu, to jestem pewna, że będzie mi wdzięczna 😎

Nie będę się jakoś bardzo rozpisywać na ten temat, bo chodzi tylko o to, że ten ręczny system zawija zużytą pieluszkę jednorazową w małe, szczelne zawiniątko i popycha w dół worka umieszczonego w koszu, dzięki czemu zapach kup nie unosi się w powietrzu, kiedy tych pieluch się trochę w koszu uzbiera. Zamknięte w ten sposób zajmują też zdecydowanie mniej miejsca niż w tradycyjnym koszu na śmieci. Nie podniecałam się koszem Sangenic za bardzo, dopóki Nati był mały i jego kupy zapachem bardziej przypominały zapach twarożku niż kupy. Ale od kiedy rozszerzamy dietę… zaczęłam doceniać to, że ten kosz trzyma zapachy szczelnie zamknięte 🥴 Nic nie śmierdzi nawet przy opróżnianiu kosza i wynoszeniu śmieci.

Sam kosz nie jest jakoś specjalnie drogi, drogie są oczywiście wkłady do niego, które dosyć szybko się zużywają, zwłaszcza przy małym dziecku. Ale zdradzę Wam w tajemnicy, że można na rynku dostać tańsze zamienniki, i wtedy ten wydatek jest do zniesienia, zwłaszcza biorąc pod uwagę korzyści ☺️

Kosz na pieluchy Tommee Tippee Sangenic Tec

No i to by było na tyle ☺️ jeśli dobrnęłyście do tego momentu, to dajcie koniecznie znać czy ten wpis okazał się dla Was pomocny i podzielcie się swoimi mamowymi patentami 😁

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close